Tyrol Ice Tour
- Details
- Created on piątek, 07, marzec 2014 15:17
Mimo kiepskich warunków lodowych w Europie Andrzej Marcisz oraz Piotr Kaleta poprowadzili kilka ciekawych dróg lodowych podczas objazdówki po Tyrolu. Poniżej prezentujemy relację okraszoną zdjęciami Piotrka i Andrzeja.
W zeszłym tygodniu wraz z Piotrkiem Kaletą pojechaliśmy do Tyrolu. Naszym głównym celem była eksploracja lodospadów w dwóch nieco mniej znanych Polakom rejonach: Pinnistal i Oberinntal ze słynną ścianą lodu o nazwie Renkfälle.
Oprócz tego odwiedziliśmy trzy inne rejony Kaunertal, Oschengarten i Selleraintal, sprawdzając panujące tam warunki lodowe. Zapraszam na relację z tego tripu.
Dolina Pinnistal, widziana z wysokości około 1500 metrów. Słynne lodospady wylewają się na ścianie widocznej po lewej stronie.
Zaletą podejścia do prywatnego schroniska-restauracji Pinnisalm, które położone u stóp lodospadów, jest możliwość wyciągnięcia sprzętu na sankach
Männer ohne nerven, WI5+, trzywyciągowy lodowy klasyk Tyrolu. Pokonany w 1984 roku był wówczas najtrudniejszą lodową próbą w tej części Alp. Trudności stanowi ponad 30 metrowej wysokości kolumna na drugim wyciągu, pionowego i miejscami nawet przewieszonego lodu.
Piotrek na pierwszym wyciągu. Czasami lód wylewa się po skale widocznej po prawej stronie, osiągając trudności WI6-. Jednak kiedy tam byliśmy, nie było go kompletnie.
Oględziny, zrzucenie sopelków, założenie kaptura. Niestety nie ominie mnie wejście pod lodowy prysznic. Nowa kurtka Salewa Phantom Pro od razu dostaje szansę na prawdziwy test.
Stanowisko asekuracyjne jest z czterech starych haków, wszystkie się ruszają. Kilka małych mechaników, na pewno dałoby lepszy komfort, ale ich nie wzięliśmy. Dokręciliśmy tam długą śrubę, plus dwie na starcie w kolumnę, co dobrze widać na tym zdjęciu. Piotrek niestety nie miał tak dobrego pola do fotografowania, jakiego oczekiwaliśmy. Dla ciekawszych zdjęć przydałaby się jednak trzecia osoba.
Szybko znikałem z pola widzenia aparatu
Wyłoniłem się na moment 20 metrów wyżej.
Kolumna nie była jednak wylana tak, jak na zdjęciach, które łatwo można wygooglować w necie. Lód był zapowietrzony i tylko kilka śrub udało się wkręcić tak, że byłem z nich zadowolony. Nade mną, zakrywająca widoczność mała przewieszka, uniemożliwiała określenie ile pionu jest jeszcze do zrobienia. Okazało się, że teren powyżej kładł się i szybko doszedłem do miejsca z możliwością założenia „pancernego” stanowiska.
Pozostał nam stosunkowo prosty wyciąg WI4, który był na dodatek dobrze wylany, śruby trzymały jak marzenie.
Po przejściu zjeżdżaliśmy przez lodospad. Końcowe stanowisko ma trzy wklejone pręty zbrojeniowe, przez sopel trzeba zjechać z Abałakowa.
Zjazd potwierdza, że kolumna jest nieznacznie przewieszona.
Pamiątkowe zdjęcie i można wsiadać na sanki. Czeka nas najmilsze zejście -niemal 600 metrów przewyższenia i w kilkanaście minut jesteśmy w Neder.
Kolejny lodospad, który był w miarę bezpieczny do zrobienia - Vorhang, (po niemiecku znaczy kurtyna). To ok. 70 metrowej wysokości, szeroka połać lodu. Na zdjęciu poniżej, dokładnie widać fragment, który runął w grudniu i do czasu naszego przyjazdu się odbudował.
W czasie wspinania ze znajomymi z Podhala, przyszło nam doświadczyć uczucia, kiedy kurtyna pęka podczas wbicia czekana. Tego dźwięku się nie zapomina. Mając już podobne przygody w pamięci oraz różne widziane film z takich wypadków chcieliśmy się natychmiast wycofać.
Po długim rozmyślaniu za i przeciw, zdecydowaliśmy się jednak na wspinanie.
Gdzieś na wysokości 50 metrów, przeszedłem jednak pęknięcie, które było jakby kontynuacją obrywu grudniowego. Piotrek krzyczał z dołu, że czuje jak na stanowisku cały lód dudni przy każdym wbiciu dziabki. Nic nie mogłem już zrobić ponad to, by jak najszybciej iść do góry.
Ponad nami, mienił się lód o nazwie Kameleon, jednak na dziś mieliśmy wyraźnie dość wrażeń. Baliśmy się kusić los i trawersować w jego kierunku, gdyż było zbyt lawiniasto. Chwilę wcześniej, Zakopiańczyków zasypała wielka pyłówka, zakończona godzinnymi poszukiwaniami sprzętu. W ich opinii, była bardzo groźna, ponieważ byli uwięzieni w masie pyłu. Sypało się bardzo długo uniemożliwiając im oddychanie.
Dlatego warto o tym pamiętać, że wszystkie tutejsze lodospady, są jednak narażone na lawiny. Miejscowymi przewodnicy, którzy potwierdzali nam, że trzeba być bardzo czujnym i po opadach raczej unikać tutaj wspinaczki.
Lawiny, które widzieliśmy, na pewno spowodowałyby lot prowadzącego, kto wie czy stanowisko ze śrub wytrzymałoby takie obciążenie?
Woleliśmy tego nie sprawdzać!
Poniżej dwa zdjęcia żywiołu w akcji
Tu leci właśnie Vorhangiem!
Pospacerowaliśmy jeszcze w górę, aby obejrzeć górne lody, choć wiadomo było, że śniegu jest za dużo, aby ryzykować.
Lód w samym środku zdjęcia to Icezeit, tuż z prawej Amfiteatr. Dalej po prawej widać Kerze, czyli świecznik, chyba najbardziej efektowny tutejszy lodospad, oceniany na WI6.
Jak się dowiedzieliśmy, Kerze 3 tygodnie wcześnie runął, ale jak widać odbudował się od tego czasu.
Ze względu na takie warunki przenieśliśmy się do odległego o ponad 100 km Oberinntalu.
Tam wysoko w górach, na wysokości ponad 2000 metrów podobno były niezłe warunki.
Mankamentem Renkfälle, bo o nim mowa, jest blisko 800 metrów podejścia. Sama końcówka (150 metrów w pionie), bez posiadania rakiet lub skiturów jest mordęgą.
Ale warto się pomęczyć
Podejście i wspinanie się nie jest na szczęście narażone na lawiny, o ile nie schodzi się, drogą przez widoczne po lewej schronisko. Droga do niego jest znanym torem kilku lawin.
Lód ma około 17O metrów wysokości a drogi sięgają stopnia WI6+. Zanim tam dotarliśmy na piechotę, w ścianie było już 6-7 zespołów. Panował silny mróz, przez co lód był bardzo kruchy i przemrożony. Jedyną w miarę bezpieczną opcją dla nas, było wbicie się w Klassischer Renkfälle, wyglądający poważnie a oceniony tylko na WI IV+ tutejszy klasyk.
Jak się później okazało, w zastałych warunkach była to całkiem mocna przygoda. Szczególnie, że jest to ściana bardzo stromego lodu, bez półek.
Dochodzę do pierwszego stanowiska i długo walczę, bo nie mogę rozgrzać rąk, mimo, że mam ubrane na sobie wszystko, łącznie z puchówką.
Niesiemy z sobą ciężkie aparaty, ale robienie zdjęć w takim zimnie nie przychodzi łatwo.
Droga kończy się przy tym wystającym kamieniu, który widać na zdjęciu w lewej części - około 120 metrów ponad miejscem gdzie stoję.
Ostatni wyciąg ma kilka całkiem pionowych progów. Mając prawie 150 metrów lodu pod sobą i nabite łydki trzeba trochę zawalczyć o wydostanie się ze ściany.
Po przewinięciu się za krawędź uderza we mnie dodatkowo huraganowy wiatr. Zanim dociera do mnie Piotrek jestem skostniały i decydujemy się na zejście na około. Kilkuset metrowy ślad trawersu jest na szczęście nie do końca zawiany, a torowanie pozwala odzyskać ciepło.
Przy schronisku, nie czujemy się jeszcze bezpiecznie, z lekkim niepokojem patrzymy na wielkie lawiniska, które zasypały ścieżkę, którą mamy schodzić.
Ostatnie zdjęcie z piękną panoramą w tle i w dół.
W drodze powrotnej, Piotrek proponuje szybki rajd po rejonach, które zna ze wcześniejszych wspinaczek – Kaunertal, Oschengarten i Sellereintal. W krótkim czasie poznaje kilkanaście lodospadów, potencjalnych przyszłych celów.
Kaunertal - Eisgarten i Grottendach
Kaunertal - Eisgarten
Kaunertal - Grottendach
Kaunertal – Bodenbach Fall
Kaunertal - Eissäule i Unterhauser
Kaunertal – Maierhofer Bach – zamiast lodu tylko wodospad
Kaunertal – Mühlbach Fall, w tyle za domami, praktycznie w strugach potoku
Oschengarten – Sir Max
Oschengarten – Atlantis
Sellraintal - Gasthausfall
Sellraintal – Hängende Garden i górny wyciąg od Easy Afternoon
Sellraintal – dolny wyciąg od Easy Afternoon
Andrzej Marcisz – Projekt Tatrzańskie Granie, Salewa/Wild Contry Poland Team, Góry, Trek’N Eat
Więcej zdjęć na stronie Piotra Kalety.
Treść: Andrzej Marcisz
Zdjęcia: Piotr Kaleta, Andrzej Marcisz